Potajfunowy update

7-9.11.13

Cisza, spokój, szum fal, jakieś reagge w oddali, aż się nie chce komputera odpalać J
Od czego tu zacząć… no tak, tajfun oczywiście. Moglibyśmy ponarzekać, że 2 dni stracone gdzieś w dziurze zamiast obiecanego raju ale chyba nie ma to sensu, w końcu na innych wyspach zginęli ludzie, ponoć 1200 osób, sami wiecie najlepiej, u nas dostęp do informacji mocno ograniczony. Tam gdzie my jesteśmy, czyli w El Nido (wioseczka) na Palawanie (wyspa), tajfun był nieco silniejszy sztormem, pewnie jakieś resztki do nas dotarły, rozbite w dodatku o liczne okoliczne wysepki. Tak naprawdę 99% hardocoru wynikało z naszego lokum. Gdybyśmy spali w większym wypasie niż pokoik za 500 php (ale z widokiem na morze! J ) byłoby całkiem przyjemnie a tak to to 3 razy pokój zmienialiśmy bo nas zalewało, huk taki, że zdrowaśki odmawiałam leżąc na łóżku i ściskając paszport kurczowo w jednej ręce i latarkę w drugiej J musielibyście zobaczyć nasze miny… w głowie sceny z hitu kinowego o tsunami i czekanie kiedy nas wielka fala porwie. Fakt, że mała nie była i przez taras do drzwi się dobijała. W końcu się uspokoiło, popadało, popadało i przestało. Tajfun na Filipinach zaliczony i przeżyty. Rodzinka pewnie zdrowo wystraszona ale naprawdę nie było czym.

PS. Nie wiem czemu, gmail odmawia współpracy, także przepraszam, chwilowo na maile nie mam możliwości odpowiadać.

***
Cofając się dzień do tyłu mieliśmy fajną podróż busem z Puerto Princesa do El Nido, z lokalsami, na szczęście bez kur. Po drodze złapaliśmy gumę i w samo południe, w tropikalnym żarze posiedzieliśmy sobie trochę w dżungli. Zanim zdążyłam zemdleć Artur znalazł opuszczona chatkę, w której zaczekaliśmy aż ktoś przywiezie nam oponę. Poza tym 6h podróży z nogami powyginanymi na wszystkie strony i plecakami zapakowanymi w worki na śmieci zabrane od mamusi minęły bez większych przygód. Suuuper zmęczeni dowlekliśmy się do zarezerwowanego wcześniej hotelu, który okazał się bambusową chatką już za miasteczkiem. Po drodze chaty mieszkańców i pasące się świnie. Niezły obciach J W środku coś, co miało być łazienką (mycie plus potrzeby zdecydowanie na zewnątrz!). Jeżeli ktoś z Was się wybiera na Filipiny – nocleg na miejscu sobie trzeba wybrać obowiązkowo.
***

Dzień do przodu nie ma się co cofać. Leniwe snucie po mieście, lokalsi uwijający się jak mrówki sprzątający po tajfunie. Zgubione okularu. THE END.

w oczekiwaniu na tajfun

między morzem a skałą. El Nido.
dżipnej

dla moich travel ziomów :***
zaczyna wiać

już tajfunowo


2 komentarze:

  1. nie bylo czym. dziecko moze i dobrze, że nie zdawaliscie sobie sprawy co sie na Filipinach działo. Tajfun zabrał 10 000 istnien ludzkich.Umieralismy z niepokoju. Cała nadzieja była w tym, ze wasz Palawan był schowany za wyspami w ktory tajfun uderzył

    OdpowiedzUsuń
  2. niestety tak i na szczescie tak. nie ma lekkiego zycia na Filipinach zdecydowanie...

    OdpowiedzUsuń