Przerwa na problemy zdrowotne

Dalsze plany chwilowo wstrzymane na poczet złego samopoczucia Igi :(

Warunki na Filipinach są zupełnie inne niż u nas w Polsce i Europie. Im dłużej tu jesteśmy tym więcej widzimy. Na przykład nasze sklepy posiadają tysiące produktów spożywczych każdego możliwego rodzaju i jedynie cena nas ogranicza. Tutaj wchodząc do dużego supermarketu możemy się mocno zaskoczyć. W marketach nie prawie mięsa czy owoców i warzyw, nabiał prawie nie istnieje. Króluje suche jedzenie, trochę czipsów, trochę smakołyków podzielonych na lokalne zwykłe wafelki bez czekolady lub angielskie smakołyki kilka a nawet kilkanaście razy droższe od lokalnych odpowiedników, mleko w proszku, puszki z tuńczykiem i małe opakowania pieczywa lokalnego.

Filipińczycy po prostu jedzą na dworze. Pełno stoisk i wszędzie to samo - ryba, kurczak, wieprzowina, owoce morza. Większość grillowana lub gotowana w garach i trochę smażonych smakołyków. W smaku jedzenie nie jest złe ale niczym nie zaskakuje i porcje są typowe dla nich (czyli dla człowieka metr pięćdziesiąt).  Przy czym nie jest też tak tanie jak się spodziewaliśmy. Biały człowiek i jego flora bakteryjna musi się do tego przyzwyczaić. 

Koniec końców Iga zachorowała. Wpierw problemy żołądkowe od kilku dni, potem kolejne lokalne jedzenie, tabletki własne i lokalne i wczoraj nastąpił shutdown. U nas by to było przeziębienie lub stan przed grypowy tutaj nie wiadomo. Anulowaliśmy lot i zostajemy na kilka dni w Puerto Princessa - stolica wyspy Palawan. Nie naruszona przez żadną katastrofę, szpitale w okolicy, dobry czysty hostel i tylko małe niby komary dają czasem popalić. Wczoraj bardzo złe samopoczucie z lekką temperaturą z przerwami na momenty dobrego samopoczucie. Na noc aspiryn C i dzisiaj wpierw kontakt z ubezpieczycielem i wybranie szpitala w okolicy i po przebudzeniu Igi okazuje, że aspiryna chyba swoje zrobiła. Temperatura normalna, głowa nie boli, mięśnie nie bolą tylko nadal jest ogromne zmęczenie, mały apetyt i przesypywanie całego dnia.  

To jest jednak Azja więc szpital mamy w pogotowiu i co pewien czas sprawdzamy temperaturę - na szczęście prawidłowa. Jedzenie i picie tylko w hostelu i nic poza normalność. Cokolwiek to było jest już chyba za nami, zostajemy w Puerto do czasu aż Iguś znowu będzie wstawać o 6:00 rano wraz ze wschodem słońca żądna przygód i widoków. 
Dzisiejszy dzień jest dniem regeneracji i na ten moment mogę powiedzieć, że jutro sama opisywana da o osobie znać wszystkim :)

W ramach przypomnienia też wszystkim - u nas jest + 7 godzin różnicy. Gdy u nas jest 23:00 u was jest 16:00. Gdy u nas jest 12:00 u was jest 5:00 rano. 

6 komentarzy:

  1. Zdrówka, zdrówka i jeszcze raz zdrówka Wam obojgu życzymy!

    OdpowiedzUsuń
  2. no proszę, a co z twoimi scenariuszami apropo przewidywanych problemow zołądkowych.... dziecko jedz suchy ryz, unikaj specjałow lokalnych. nie jasteś taka twarda jak ci sie wydaje i ja tez....

    OdpowiedzUsuń
  3. A. głupoty pisze, zaraz to skasuje, wszystko jest ok, nic się nie przejmuj

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Akurat, już ci wierzę. Jak się martwic nie mam skoro drugi dzień znaku życia nie dajesz. Odezwij mi się szybko, zdrowa jesteś?, jakie dalsze plany – tylko się nie wpakujcie w kłopoty, buziaki - mama (zapomniałam hasla)

      Usuń
  4. Zdrowia życzę i czekam na dalsze piękne fotki takie jak ze snorkelingu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, jak dobrze pójdzie to niedługo wrzucę w końcu i nareszcie foto moich ukochanych i wyczekiwanych rekinów :)))) buziaki i uściskaj ode mnie nieśmiałego Maga :))))

      Usuń