...i znow tajfun

13.11.13

południe: 
Tym razem wieje dużo słabiej, dla nas to po prostu dzień w kawiarni przy chillowej muzyce zamiast hoppingu po wysepkach, dla wielu Filipińczyków kolejny ciężki dzień. Dwa tajfuny w trakcie jednego tygodnia. Cóż mogę rzec... ciężkie życie maja Ci ludzie. To, ze jesteśmy tu na wakacjach nie znaczy ze nie zdajemy sobie z tego sprawy.


 ***
wieczór:
Popijając kawkę na tarasie naszego hostelu poznaliśmy Norwegów, którzy choć młodsi okazali się nieco bardziej przytomni niż my. Uświadomili nam co się dzieje na Coron, do którego mieliśmy lecieć w piątek… masakra, brak drzew, miasto zniszczone przez tajfun. Christopher był uwięziony na wyspie przez tydzień, w tym dwa dni bez prądu i jedzenia. Żeby się stamtąd wydostać, płynął dziś podczas sztormu łódką przez 9h do El Nido, w którym obecnie jesteśmy. Mała lekcja pokory. I totalna ignorancja z naszej strony.  Gdyby Minimalnie usprawiedliwiona brakiem netu. Poprawimy się na przyszłość.

***
i jeszcze później...:
Na facebook’u skrzyknęła się grupa Polaków, którzy szturmują Filipiny w podobnym czasie co i my. Niejaka Eva Mis zamieściła taki oto wpis:

„Pewnie zostanę za chwilę skrytykowana za to co napiszę, ale nie mogę się powstrzymać żeby nie spytać czy ktoś z Was zabrał ze sobą sumienie na te wakacje? Jesteście w kraju, który dotknęła największa tragedia w jego historii. Dziesiątki tysięcy, co najmniej dziesiątki tysięcy ludzi nie żyją. Wiele miast zostało dosłownie zrównanych z ziemią. Miliony osób są jakoś poszkodowane. Widzę na facebooku masę wpisów z prośbą o pomoc dla nich. Słyszę jak Papież prosi o modlitwę, jak z całego świata spływają kondolencje i czytam na tym forum, że pogoda jest ładna, że jedzenie jakieś, że posprzątają do naszego przyjazdu, że tajfunu nie widać i że w ogóle zajebiście. I przykro mi kiedy to czytam:( Wstyd chyba trochę też.”

Myślę nad nim od paru dni i ciężko mi wyrobić zdanie ostateczne. Jest w tym na pewno ziarnko gorzkiej prawdy, uwiera niewygodnie. Jak już wcześniej wspominałam, odcięci od internetu i wiadomości, niektórzy bez elektryczności, nie wiedzieliśmy co się dzieje. Byliśmy bezpieczni. Nieświadomi, może lekko ignoranccy. Życie potoczyło się szybko dalej. Jak i kolejne wpisy na facebook’u.

Dopiero dziś dowiedziałam się jak bardzo bały się o nas moja i Artura mama i zrobiło mi się naprawdę przykro.
***
Jutro znowu w drodze... przed nami prawie dwa tygodnie na Filipinach i zero planów.


6 komentarzy:

  1. Mnie strach o Was zabrał 50 lat życia, Eli ( drugiej mamie ), myślę podobnie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Przykro nam :( nawet nie zdawaliśmy sobie sprawy z tego co się działo do niedawna... dzięki Bogu nie było powodu do obaw o nas.

    OdpowiedzUsuń
  3. na szczęście skończyło sie tylko na naszych nerwach i niech tak juz pozostanie. co do tego wpisu. jak już wiedziałam, że jesteście bezpieczni, ogladałam wasze piękne zdjęcia i ... relacje w mediach z ogromu nieszczęścia, które dotkneło ten kraj. troche to było schizofreniczne

    OdpowiedzUsuń