ZAPRASZAMY NA NOWĄ STRONĘ bloga - LYMKYA.ME



Witajcie Kochani! 

Mamy dla Was przewspaniałą nowinę :)    Zmieniliśmy adres i wygląd bloga na: 

WWW.LYMKYA.ME 


Specjalnie dla Was - nowa STRONA, nowy BLOG, nowe KATEGORIE, nowa JAKOŚĆ.

 

Tylko wariaty wciąż te same. Autory się znaczy. 



On i Ona. Iga i Artur. 

Na krańcu świata a czasem w zwykłych czterech ścianach.


SERDECZNIE ZAPRASZAMY NA NOWY BLOG !!! 

 WWW.LYMKYA.ME



Znajdziecie tam wszystkie dotychczasowe posty, zdjęcia, komentarze - w nowej, piękniejszej odsłonie.

A także nowe teksty, zdjęcia o życiu w Australii, podróżach bliższych i dalszych i generalnie naszym stylu życia. 

Czego tylko dusza zapragnie...


JESTEŚMY TEŻ TU: 

Lymkya facebook


I TU: 
Lymkya hipstagram


CHODŹCIE, CHODŹCIE! Czeka impreza, szampan i fajerwerki! 






Niedzielny spacer cz. 2. Coogee -> Bondi


Dobra, trochę Was oszukuję. Nie wytrzymałam do niedzieli, namówiłam Artura do grzechu i poszliśmy na  wagary w czwartek :) Taka jestem! 


Zerwij się kiedyś z roboty w środku tygodnia i zrób coś, co zazwyczaj jest zarezerwowane na weekend. Niech to będzie pierdoła. Kawa na Starym Mieście, spacer z psem do parku. Ale o czasie, w którym normalnie klepiesz w tą swoją klawiaturkę, budujesz domy czy sprzedajesz kredyty emerytom. 

Przyjemność podwójna gwarantowana. 


Taki mały psikus codzienności. Rutyna - Lymkya 0:1.

Nie obyło się bez płaczu, bo w noc ulewa, ranek grube chmury i pytanie o sens wstawania z łóżka. Zostaje przekupiona red bullem, wsiadam obrażona na cały świat do autobusu, dojeżdżam na miejsce i...











ŻYCIE JEST PIĘKNE !

A będzie jeszcze piękniejsze z nową dawką kofeiny wiec idziemy na kawę. Zaraz wrócimy na plażę. Złap mnie za rękę, usiądź wygodnie i chodźmy na przedmieścia Cooggee.








Atmosfera nadmorskego miasteczka.  Dookoła uśmiechnięci ludzie spacerują, popijają kawę. My też. Toczy się życie. Bez pośpiechu i szpanu. Tylko mewy krzyczą.

Kawa smakowała? To wracamy na plażę!







Pewnie się zastanawiacie czemu stoję w tych ciuchach jak c...a na weselu zamiast pływać?! Wracamy do początku. Czego brakowało? Słońca! Więc Iga postanowiła, że właśnie wypada ten 1 z 4 dni w roku, kiedy używa suszarki do włosów i mascary do rzęs... Kiedy pozostałe 362 dni w roku chodzę radośnie w kremie nivea... brawo! 




Ha ha długo nie wytrzymałam! Pierwszy raz ocean (a właściwie morze tasmańskie) był tak płaski a woda tak ciepła. Brak strojów kąpielowych, ręczników, suchych majtek i ogólnie wszystkiego nie stanął nam na przeszkodzie... :)

To idziemy?



Trasa ma około 6 km. Zaczynamy od Coogee beach i mając na wprost morze kierujemy się w lewo. 

Będziemy mijać po kolei snoreklowe zatoki Gordons i Clovelly, przepiękny cmentarz Waverley, piknikową plażę Bronte i słynną Bondi.





Coogee beach


Coogee jest wspaniałe do pływania i podziwiania skalnych klifów czy jak tam to się nazywa. 







Mimo, że trafiliśmy na bardzo pogodny dzień, jakoś nie wyobrażam sobie wypłynięcia na morzę taką łupinką...



Wspinając się w góry dochodzimy do "dolphin point" i starej łaźni. Widzimy pomnik ku pamięci ofiar zamachu bombowego w Kucie na Bali w 2002 roku. Świat nie daje o sobie zapomnieć nawet na wagarach.





Skały uformowały swego rodzaju basen.








Dla dobrego widoku wejdę wszędzie!






Idziemy dalej taką ścieżką...



Gordons Bay


Mijamy urocze zatoczki...







Clovelly Bay


Z tą snorklingową miejscówką wiąże się zabawna historia. Będzie w następnym poście!







Waverley 


Szybka zmiana krajobrazu z plaży na ...cmentarz !





Bronte


Dalej mamy plażę Bronte, która jest wymarzonym miejscem na piknik. Pokażę dlaczego przy innej okazji. Nie wiem, czemu ta mała plaża nie doczekała się od nas jeszcze osobnego tekstu? Chyba będzie trzeba zrobić w końcu jakiś ranking plażowy :)





Bondi


Tak apropos plaż to parafrazując, wszystkie drogi prowadzą do Bondi :)






Podsumowując krótko: spacer Coogee -> Bondi dostaje od nas 10/10! 
Pozycja obowiązkowa dla każdego wybrańca, który postawi swoją nogę na ziemi Kangura. Wszystko, co plaże w Sydney mają najlepszego do zaoferowania na 6 km.
Nie mogę już się doczekać następnego spaceru!

To jak, kiedy nas odwiedzicie?

I pamiętajcie - warto wyrwać się w środku tygodnia na małe wagary od życia. Praca zaczeka, brudne gary nie uciekną. Ciesz się życiem!







PS. Wiem, że to grzech wrzucać fotki na tego bloga, ale może już następne odpalimy w końcu na nowej stronie... Domenę z Czarnogóry już mamy :) 

PS. 2 A tutaj możecie przejść się z nami w drugą stronę Niedzielny spacer cz. 1. Watson bay -> Bondi.

Miejski lajfstajl. Sydney.


Poniedziałek też może być fajny! I to nie na bezludnej wyspie ale w centrum miasta. Jedno spojrzenie za okno wystarczyło. Słoońce! 


(Nie róbcie takich dużych oczu. Jeżeli nie jesteście klimatycznymi ignorantami jak my, wiecie lepiej od nas, że w Sydney mamy jesień). 
Kończymy szybciej pracę, wbijamy się w kąpielowy i siup do wody! 
Basen jest fantastyczny! Otwarty, tak jakby zawieszony nad portem. Dookoła palmy, statki, panorama na miasto. Widok niesamowity!












Andrew (Boy) Charlton Pool znajdziecie pod adresem: 1C Mrs Macquaries Road
Sydney. Sami trafiliśmy na niego przypadkiem na spacerze. I dziś postanowiliśmy spontanicznie go wypróbować. 
Koszt niewielki nawet jak na skromną kieszeń studenta - 6 $. Nie kojarzę, żeby były jakieś ograniczenia czasowe. 

Wchodzisz, pływasz, opalasz się, robisz sobie piknik. Podziwiasz panoramę miasta. 







I pstrykasz zdjęcia oczywiście. Jak jesteś stukniętym blogerem :)





Basen dostaje od nas 9/10. 
9 za słoną wodę... bez odżywki, czepka i okularów nie podchodź. Ale może to i lepiej. Jakby była słodka woda to ludzie nie wyszlibyśmy z basenu.

Droga powrotna parkiem The Domain, port, opera. Ukochana klasyka.






Dochodzimy do Circular (stacja kolejki). Takie nasze metro. Tylko widoki trochę inne. Wiecie już, czemu w Sydney nie zbudowali torów pod ziemią, tylko nad?






Cudne, nieplanowane popołudnie. Smak słonej wody i sushi na kolację. W takich chwilach czujemy, że można by w tym Sydney zamieszkać. 






Pozdrawiamy dziś gorąco wszystkich Zbyszków. 

A najbardziej takiego jednego, który jest wielkim fanem basenów i nauczył mnie pływać. Na wojskowego. Czyli spychasz małe dziecko z pomostu z hardym okrzykiem: "płyyywaj!". 
Dostawałam też cukierka za ładny skok na główkę. A za przepłynięcie jeziora chyba nawet pół arbuza. Jak widać, skuteczne metody. Do tej pory pływam :) 
Aha. Ten Zbyszek to mój Tata oczywiście. I ma dzisiaj imieniny. Najlepszego! 


Waverley. Najpiękniejszy cmentarz na świecie.



Wielki Gatsby i Henry Lawson*. Co ich łączy? Oboje mają wspaniały widok na Ocean Spokojny. Oboje leżą spokojnie na jednym z najpiękniejszych cmentarzy świata - Waverley w Sydney





A w zasadzie tylko ten prawdziwie wielki. Wielkiego Gatsbiego** pochowali tam tylko na potrzeby hitu kinowego. Wniosek? Poetą być opłaca się zdecydowanie dopiero po śmierci.









Wyobraźcie sobie nasze zdziwienie, kiedy robiąc sobie wagary od codziennych obowiązków, spacerujemy na trasie Coggee beach  -> Bondi, i wtem, nieopodal Bronte, znajdujemy się nagle na... cmentarzu! Na bosaka, w mokrych kąpielówkach i aparatem w ręku. Chwila konsternacji. Mam się ubrać, przestać głośno śmiać? 





Widok umarlaków budzi zazdrość żyjących. Patrzę z jakąś dziwną mieszaniną uczuć na popękane nagrobki. Niektóre z nich liczą sobie już 137 lat... Jaskrawo niebieskie niebo, palmy, słońce, szum fal tłukących się o klif jak tygrys w klatce. Niecodzienne zestawienie rodzi fascynację. Pstrykam zdjęcia w pośpiechu. Nie wiem, czy wypada?












Wrócimy tu jeszcze na pewno. Malownicza sceneria wzbudza zachwyt i pobudza szare komórki do myślenia o naszym jestestwie. Wschód.... nie zachód. Zachód słońca musi wyglądać wspaniale. Wrócimy tu zachód obserwować słońce schodzące w ciemność oceanu i myśleć o dniu, w którym i my kiedyś zejdziemy w ciemność.

A potem pójdziemy się opalać.





Jak kogoś interesuje temat pięknych cmentarzy polecam link: top 10 najpiękniejszych cmentarzy świata


* najsłynniejszy australijski pisarz i poeta

** grany przez Leonarda di Caprio, największego przegranego Oskarów 2014