2014 ogłaszamy rokiem koali :)

31.12.13

Szukam inspiracji na dnie kubka cudnego naparu z wielkich liści jaśminowej herbaty. Patrząc na dachy Chiang Mai zastanawiam się na życzeniami noworocznymi dla Was.
A. słodko pochrapuje zza ściany a mi jakoś nic mądrego nie chce przyjść do głowy.

Chyba nie jestem jeszcze mentalnie gotowa na pożegnanie 2013. Tyle mi dał, tyle mnie nauczył. Nie zawsze klepał po ramieniu, czasem dał bolesnego kopniaka w d...
Wszystko jednak było po coś. Czasem "Moda na sukces", czasem szalone zwroty akcji jak w "Szklanej pułapce".

Był wspaniały, tak inny od poprzednich, mijających jeden za drugim jak wagony z węglem lat.
Jestem wdzięczna za mijający właśnie rok, nie potrzebuję nic więcej do uczczenia jego odejścia niż tych doprowadzających mnie regularnie do szału dwóch metrów obok siebie. No i może taniego szampana :)

Aż strach pomyśleć, co przyniesie 2014... skorpiony, pająki, krokodyle, misie koala, stek z kangura, wielki mur, wielki pociąg, który ma nas  w końcu zaprowadzić na wymarzone stepy mongolskie i tak odległy w tym momencie choć nieunikniony - Wielki Powrót :)

KOCHANI,

jakkolwiek szczerze i z głębi serca zażyczę Wam zdrowia, szczęścia pomyślności, zabrzmi to co najmniej banalnie :)
Chciałabym, żebyście w swoim 2014 żyli tak, jak chcecie.
Żebyście byli tak zadowoleni, tak pochłonięci nim bez reszty, żebyście nie mieli czasu obrócić głowy w stronę sąsiada i pomyśleć, "on to ma dopiero fajne życie".

Żeby WASZE życie, WASZ rok, był zawsze NAJ.

A resztę zostawiam drugiemu autorowi :)

Każdy ma swoje marzenia, jedne ciche inne głośniejsze a jeszcze inne w ogóle nie wypowiedziane. 
Po całym tym szalonym i wspaniałym roku, który zaczął się dla mnie od lutego, który "ja" zamienił na "my" i który spełnił moje największe marzenie na całe życie,
mogę wszystkim śmiało życzyć:

Ciche marzenia wypowiedzcie głośno,
Głośne marzenia, zróbcie krok w ich stronę,
Nie wypowiedziane przekażcie najbliższym,
I nie czekajcie na ich spełnienie tylko,
Podążajcie Ku nim,
A przede wszystkim cieszcie się Nowym Rokiem,
Cieszcie się sobą, cieszcie się swoimi najbliższymi,
I tymi dla was najważniejszymi, 
Tak jak ja zamierzam :)



PS. Planów nie mamy żadnych.Wyjdziemy sobie na ulice miasta i zobaczymy co się wydarzy.

A Wy jakie macie szalone plany na noc sylwestrową??? 

Rasta Baby!!!

26-30.12.13

A: Są takie miejsca na rajskich plażach Tajlandii gdzie żaden przewodnik Lonely Planet czy Trip Advisor nie dotarł...

krok 1 – motywacja

I: Po świątecznych szaleństwach nadszedł czas zacisnąć pasa i podreperować nieco nasz podróżniczy budżet. Jakby nie patrzeć - mija drugi miesiąc odkąd postawiliśmy rozejrzeć się po Azji. Chyba już najwyższy czas porzucić pokoiki dla białasów i zanurzyć się po pas, po szyję w prawdziwie tajskim stylu!

krok 2 – realizacja

W ten oto sposób wylądowaliśmy w Rasta Baby Bar!


...niekwestionowanym królestwie starego dobrego BoBa ;)






A dokładniej nad nim.
Najgłośniejszy (o czym jeszcze wtedy nie wiedzieliśmy) i najbardziej rasta Rasta bar w całej Ko Lancie. Trzy stówki w ulubionej walucie Grzegorza za nockę. W pakiecie superior  - gratis opary jointów, wszechobecne dredy o szalonej długości i wątpliwej czystości oraz niekończąca się rasta muza...








Mieliśmy do dyspozycji materac i nieodłącznego towarzysza/ konkurenta – Simbę.

A: Konkurentkę... 


I: Cóż, lepszy bezczelny rudzielec, niż karaluchy.


I: Tym samym wyjaśniła się tajemnica trójkąta z poprzedniego odcinka klanu :)

A: Kot jak to kot swoje ścieżki ma, drzwi na noc zamknięte, okien brak a rano kocica śpi obok nas na łóżku.

I: Jak już jesteśmy w tematach łóżkowych, na skleconych z paru dech tarasiku na dachu baru, można było poleniuchować na hamakach.
Z barku laku - można było na nich spędzić noc za 100 batów, biorąc pod uwagę, że było się na tyle przytomnym po rasta imprezie, żeby ogarnąć opłatę hotelową...



Jak widać, hamaki cieszyły się powodzeniem. Widok z tarasiku był zaiste przedni!


Tego dnia, wyjątkowo było tłoczno i nie udało nam się uchwycić pustej zwyczajowo plaży :)


A: Mało kto przychodzi na plażę, gdzie knajpa otwiera się po 12:00, obsługa zaczyna dzień od wypalenia grubego jointa a pierwszą rzeczą nie jest serwowanie kawy gościom tylko włączenie rasta muzyki słyszalnej w obrębie jednego kilometra.

krok 3 - wyzwania

Łazienka Rasta była w tajskim stylu... bez kompromisów.


Miska, beczka z zimną wodą i do przodu szuru buru! Koniec z hotelowym ręcznikiem, ciepłym prysznicem i czepkiem kąpielowym. Nie ma, że boli. Tu jest Azja bejbe.  

A: Ojjjjj długo ze sobą walczyłem, długo.. ale przyszedł taki moment w życiu, że każdy z nas staje się na chwilę Azjatą. Jako, że łazienko-toaleta była wspólna i przy barze... trzeba było się myć "azja style" z klientami czekającymi za drzwiami..

I: Miałam za to swoją muszlę na kosmetyczkę. Stylowo jak się patrzy.


I najprawdziwszą rasta dziurę w ścianie na szczoteczkę do zębów:


Ok. Jak już zrobiło się Wam tak zupełnie nas żal (nr konta podam na priv), że my tacy biedni jesteśmy, śpimy na dachu i kąpiemy się w beczce zimnej wody to zdradzę Wam, w wielkim sekrecie, patent podróżnika z Polski: 
myjemy się w toalecie! 
A tak, nie inaczej :) Ale spoookojnie, nie nurkujemy w bidecie. Toalety w Azji mają to do siebie, że są to w gruncie rzeczy toaleto - łazienki (bez względu na klasę hotelu/ restauracji jest to zawsze jedno pomieszczenie). Nie wnikając w szczegóły zwyczajów higieny mocno osobistej w tej części świata, tym, czym dla nas jest papier toaletowy, dla Azjatów jest prysznic obok toalety.
(toaletę w stylu lokalnym mieliście okazję zobaczyć w poście 'lifestyle w Azji' -na stojąco :/ ) 
także moi Drodzy, w podbramkowej sytuacji - mydełko, pierś do przodu i dziarskim krokiem zmierzamy do najbardziej ekskluzywnego resortu w okolicy.
Po raz kolejny udowodniamy - Polak potrafi!

PS. wyobrażacie sobie życie BEZ papieru toaletowego??? My nie!

A: Podjeżdżasz na skuterze do ekskluzywnego hotelu, mijasz gości przy basenie, przechodzisz koło biblioteki, salonu gier, kilkukrotnie witasz się z obsługą i innymi gośćmi i skręcasz "umyć ręce". Po 15 minutach wychodzisz z mokrą głową. Na zdziwione i pytające miny innych gości odpowiadasz uśmiechem ekscentrycznego Niemca.  

krok 4 - epilog. rzeczywistość

Dziecięca naiwność, z jaką wnosiliśmy bagaże do Rasta Baby Bar, opuściła nas na drugi dzień... W skrócie  - po całym dniu odkrywania wyspy o godzinie 23 spałam na stojąco. Koncert o rekordowej ilości decybeli skończył się o 3 w nocy. Uciekły nawet komary. Masakra!!! Inwestycja w zatyczki do uszu nie pomogła, podobnie jak próba noclegu na plaży - Ko Lanta była opanowana przez wyznawców Boba. W ciągu czterech dni były dwa koncerty. 

A: Hitem oczywiście jest mycie zębów na koncercie a dokładniej metr od kapeli (grali blisko zlewu). Ludzie się bawią, piją ale domownicy już spać zmierzają...

Podsumowując:
nocleg w tajskim stylu - ok.
nocleg nad rasta barem - nigdy więcej!!!



Peace and love.
I. & A.

Railay. Skałki, sześciopaki i drewniane fallusy.

22-24.12.13

A: Po przypłynięciu do Railay pojawia się duży niesmak, plaża jest po prostu brudna i mułowata, jednak na szczęście jest to jedna z kilku plaż na miejscu. 

I: Lekka przesada. Fakt faktem woda nie jest super przezroczysta, przy brzegu wręcz mułowata. Może taka pora roku, może odpływ... zabawne jest to, że trzeba z bagażami wyskoczyć prosto z rozklekotanej łódki do morza, nie ma żadnego normalnego dojścia na ląd ani innej drogi transportu. 

Samo Railay jest dosyć specyficznym miejscem. Raj dla amatorów wspinaczek i skałek. Nie ma długich, rajskich plaż, raczej ich urywki powciskane pomiędzy skałami i jaskiniami. Wygląda to wszystko bardzo malowniczo. 




A: Plaża, na której wysiedliśmy zwie się East Side czyli Wschodnia Strona. Po drugiej stronie mamy trzy inne plaże - Pranang, West Side i Tonsay Bay. 

I: Na plaży Pranang przy jaskini Księżniczki jest co najmniej dziwne miejsce kultu miejscowych rybaków, którzy w intencji obfitych połowów składają drewniane fallusy…

Cóż, zdania są podzielone ale mnie Pranang zachwycił I. już mniej. Sama droga jest niesamowita, oczywiście odkryta przez przypadek (idziemy za białasami... a potem - to pewnie skrót do West Side...). Droga prowadzi obok jaskiń i wysokich pionowych skał, o małpach nie wspominam. 

Na końcu drogi wychodząc na ostatnią prostą ukazuje się nam niesamowity widok, plaża piaszczysta i wielkie pobliskie piękne skały na morzu. Turyści oczywiście tutaj leżą ale nie ma się co dziwić, człowiek po prostu chce wszystko rzucić i tutaj spędzić cały dzień lub chociaż kilka godzin. 
Kolejna plaża West Side, drogi na skrót nie ma albo powrót albo opływamy klif. Też ładna i przyjemna i bardziej wygodna(sklepy i restauracje pod ręką).
East Side za to jest stroną knajpową tutaj jest większość knajp i noclegów a ceny co niektórych prze zabawne. Za tragiczny standard cena jak w hotelu więc trzeba chodzić i wszędzie sprawdzać. 

Z East Side też jest droga w góry, ok 20-30min marsz do ostatniej plaży Tonsay Bay czyli plaży dla "oryginalnych ludzi". Noclegi tańsze (chociaż wcale nie aż tak bardzo, widać jak Lonely Planet o kimś wspomni to cena idzie w górę a standard w dół). Za to nocleg w namiocie w recepcji 100 batów (10zł)... 



Jest to głównie miejsce dla wspinaczy i głośniki w knajpach są tam większe i liczniejsze niż na reszcie miejsc łącznie, jednak cena jedzenia już jest taka sama jak wszędzie. 

I: Za to mają jengę :)



A: Railay zasługuje też na jedną dodatkową informację. Jest to miejsce gdzie jest najwięcej przypakowanych facetów na metr kwadratowy plaży. Armia wspinaczy, sportowców i Bóg wie kogo jeszcze, młodzi i starsi. Ogólnie osobom nie ćwiczącym nie polecam przyjazdu by się nie załamać...

I: HAHA! Gruba przesada :) nasz kochany chudzielec pozbawiony stałego dojścia do siłowni zrobił się tak nieśmiały, że chodzi po plaży ubrany jak arabska kobieta.

A: I na końcu ceny... panuje to ogólnie prawie monopol czyli wszystko drogie i niewarte swojej ceny, w sklepach brak cen ale co się nie podniesie to wiadomo, że drogie. Udało nam się jeden sklepik znaleźć który się wyróżniał pozytywnie (ceny nawet tańsze o kilkadziesiąt batów) więc warto chodzić i zwiedzać. 

I: Jak nie wspinasz się po skałkach Railay jest fantastycznym miejscem na kajakowanie. 





Udało nam się nawet przepłynąć pod jedną z jaskiń. Faaaajnie. Niestety niecierpliwy A. nie dał mi nagrać filmiku :/



A: Fale biją, łódki płyną, I. kapelusz poprawia i mnie cierpliwości pozbawia…

I: Tak między nami, właśnie na kajakach spędziliśmy Wigilię :)
Artur nie był zachwycony świątecznym outfitem :)))



Morze było spokojne więc zamiast trzymać się linii brzegowej i kluczyć między klifami udaliśmy się na pobliską wyspę.





Tutaj życie płynie trochę inaczej. Nikt w gorączce karpia nie przypala, nawet Mikołaj zrobił sobie wolne przed pierwszą gwiazdką.



W drodze powrotnej udało nam się uchwycić zachód słońca. W końcu :)



Trzymajcie się ciepło!








Święta w Tajlandii

24.12.13

I: Wybory. Każdy z nas dokonuje ich bez liku codziennie. Kawa czy herbata do śniadania? Wziąć ślub czy żyć na kocią łapę? Samochód nowy czy używany? Sukienka w kwiatki czy w grochy? Dziecko teraz czy za rok?
Siedzę sobie na plaży, popijam słabą kawkę i stoję przed wyborem – napisać w końcu jak spędziliśmy święta w Tajlandii czy skorzystać z okazji, że A. chrapie i pojeździć samej na skuterze?

A: To Simba chrapie. Ostatnio w trójkę śpimy…

I: Lubię takie wybory :)

Jako że zaniedbaliśmy Was i limkę

(apropos – co uważacie o zmianie nazwy bloga z lymkya na limka? Napisała tak kiedyś Mama A. i bardzo nam się spodobało :) )

decyduję się na Święta. Chociaż sprytnie to ukrywamy, przerwę w limce mamy przeogromną. W kolejce cierpliwie czekają nocna wyprawa na wulkan i szaleństwa w Bangkoku, relaks w Ko Lanta… a przecież zaraz jedziemy do Chiang Mai!
Ale zaraz, zaraz, po kolei….

Święta…

Przyznaję, trochę miałam stresa jak to będzie spędzić Wigilię z dala od domu, tylko we dwójkę. I to w dodatku gdzieś na ciepłej wyspie z białym piaskiem w roli śniegu, pod szumem palmowego liścia miast pachnącego świerku. Wybór miejsca był szybki, wynik niepewny. Padło na niewielką plażę w Tajlandii  - Railay.




Sama droga tutaj z Bangkoku była na tyle ciekawa, że musimy jej poświęcić osobnego posta :)

W ramach świąt postanowiliśmy zażyć minimum luksusu. I tutaj muszę obalić pewien mit – Tajlandia nie jest tania! Przynajmniej nie miejsce, w którym byliśmy i nie w czasie, w którym tam byliśmy. Zdzierają na wszystkim jak jasny gwint. Nie miałam ochoty spędzać Wigilii w jakimś obskurnym pokoju, który na co dzień w zupełności mi wystarcza. Po wstępnym rekonesansie strach mnie obleciał, że będę się dzielić opłatkiem w namiocie. Nie jestem jeszcze takim hardcorem. Ceny po kilka tysięcy batów za noc. Jakimś cudem udało nam się wyrwać super pokoik za 1200 batów czyli ok 114zł za dwie osoby z dużym śniadaniem, w hotelu przy plaży z jednej strony, z widokiem na góry z drugiej strony :) 


Podkreślenie motywu dużego, dobrego śniadania zrozumie tylko ten, kto od niespełna dwóch miesięcy stara się nakarmić dwumetrowego chudzielca, który prędzej kupi mi piątą podróbkę crocksów i nową sukienkę niż sobie drugie śniadanie… 

A: Dajcie mi europejski supermarket i patelnie w kuchni bez karaluchów co mogą jajko porwać a nastaną syte lata !

Uff, byliśmy naprawdę happy! Szczególnie, że w tym samym hotelu pokoje zaczynały się od 2 – 3 tysięcy, a z każdym dniem bliżej Wigilii ceny sukcesywnie rosły… w sklepach ceny takie same jak w knajpach, czyli drogo, drogo, drogo. Ok, dość rachowania, mamy rachmistrza mistrza pióra od tego.

A: Azjatycki chytrusowy styl to brak cen na produktach, pytasz się lub pokazujesz dany produkt i słyszysz cenę z kosmosu, alkohol 10zł, ciastka 15zł (te same ciastka w normalnym sklepie 1,5zł), jeden mały banan 1zł i tak można wymieniać…

***
I: Nocleg wybrany. Teraz kolacja. Matko kochana cóż to był za ciężki wybór! Karpia i pierogów próżno szukać. Za to hitem był blue marlin.


A: Nieduży stek z niego kosztował ok 18z za to z krokodyla (tak z krokodyla) ok 20zł…

I: Ceny w restauracjach kosmiczne.

A: Mrożony homar 300zł…ale fakt faktem cieszył się wzięciem. 

I: Nie będziemy w końcu jedli nudlli! Zdecydowaliśmy się na świąteczną kolację w jednym z lokali. Specjalnie na ten cel zakupiliśmy dla mnie sukienkę i dla A. pasującą pod kolor koszulę. Strój Pawlikowskiej i wymięte tshirty zostawiliśmy w pokoju.



Było naprawdę elegancko. Muzyczka, wystrój i przede wszystkim pyszne jedzenie z wyborem iście szalonym! Przez sushi, kraby, krewetki i inne dziwne muszelki, po pieczonego indyka, kuchnię włoską i oczywiście tajskie przysmaki. Spróbowaliśmy 12 dań, które były kroplą w morzu wyborów. Podzieliśmy się chlebkiem. Przy składaniu życzeń nie obyło się bez wzruszeń.


Myślałam, że nie poczuję klimatu świątecznego w tym roku. O, jakże się myliłam.
Odwiedził nas nawet Mikołaj!


Moje Miśki szalały ;)


Tymczasem tyle i lecimy na... skutery!
TAK! W końcu po dwóch miesiącach podróżowania po krajach, gdzie jest to podstawowy środek komunikacji, gdzie nikt nikogo nie pyta o prawo jazdy, jeździ się lewą stroną a benzynę można kupić za parę groszy z butelek po whisky na przydrożnych stoiskach... odważyłam się szaleńczą jazdę i wiatr we włosach :)))))

Buziaki!

Pod palmą czy świerkiem, Mikołaj wszędzie znajdzie grzeczne dzieci :)

26.12.13

Wszyscy już najedzeni? Prezenty rozpakowane?
Pochwalcie się prędko, co Wam Mikołaj przyniósł pod choinką!
I czy zostawił coś dla NAS???


 Ja dostałam już swój największy, najkochańszy prezent!
całe 2 metry bez kokardki :)


***

Święta w Tajlandii mijają przyjemnie acz dziwnie. Słońce, słońce, słońce, piasek... 
kajaki, plaża, rower, morze :) czasem basen :) 

  Wigilia lekko szalona, dań 12 i więcej, od krabów, krewetek i sushi, przez smażone kokosy, słodkie arbuzy, po indyka i włoską lazanię :) chlebek zamiast opłatka. Jedno pozostało niezmienne - łezka zakręciła się w oku przy składaniu życzeń. Ten mój men to ma gadane :)                                    Smutno, że skype jak na złość odmówił współpracy. Mikołaj na pociechę odwiedził i przyniósł mi...  najprawdziwszą  K o p i   L u w a k!         Kochany Dziadzio Mróz wie, co lubią tygryski :***
Tęsknimy za Wami i napiszemy wkrótce coś więcej. 
Miłego świętowania, buziaki!



Wesołych Świąt Kochani!

24.12.13

Wesołych Świąt!

Po raz pierwszy w życiu, 
z dala nie z bliska, 
pisemnie nie osobiście, 
w słońcu zamiast zimie, 
sami, nie w Rodzinie,
wypatrujemy pierwszej gwiazdki.

Nie mniej szczerze i tęskliwie,
życzeń moc składamy żarliwie!

Nie wiem, czy Wesołych, bo nie ma nas z Wami.
Choć szum fal i palm mami,
biały piasek grzeje, 
bryza morska wieje,
jesteśmy sami…
Nie z Wami.

Nie podzielimy się opłatkiem,
karpia nie zjemy, 
o pierogach i makowcu zapomnieć możemy.

Jednak uczucie to złudne,
że składamy Wam życzenia smutne!

Z radością w sercu
jak na ślubnym kobiercu –

Wesołych Świąt Najmilsi, Najdrożsi!
Tego co zawsze – 
Zdrowia, Szczęścia, Spokoju, Miłości

Rodzinie i Przyjaciołom
koślawym rymem
z łezką w oku
- Iga i Artur.




PS.

Mamusiu Kochana – nie zaharuj się znowu! Odpocznij! Świętuj!

Ojcze Drogi – Ty również świętuj tylko tak, żeby Mamusi nie zdenerwować :)

Siostrzyczko jedyna – wyluzuj się :) spokoju i cierpliwości. Do dzieci, gorszej połowy. Do życia też.

kandydacie na Szwagra - czym prędzej powrotu z frontu na warszawskie pola. Co by było z kim się ... jak wrócimy ;)

Babciu – zdrówka, wigoru i dużo śmiechu

Wujku, Ciociu – drugiej młodości, do swoich pociech cierpliwości, garnca złota, wszelkiej pomyślności. Niekończących się pomysłów na życie i biznes, odwagi w ich realizacji i mądrości w łączeniu jednego z drugim

Hubercikowi – więcej pamięci bo mu jej dla kuzynki nie starcza! Więcej chwil szczęśliwych u progu dorosłości. Takich, których nie kupisz za kasę a pamiętać będziesz zawsze.

Karolci – serduszka dobrego żebyś Cioci do grobu nie wpędziła :) spełnienia marzeń,                                 jakiekolwiek w tej pięknej blond główce siedzą :*

Matko chrzestna – słonka w zaczarowanym zakątku. Częstszych przyjazdów do W-wy ;)

Magutku – realizacji planów, tych mniejszych i większych, zero stresu i niezapomnianych 
                    Świąt na nowym mieszkanku.

Gregorku – więcej wolnego czasu żebyś mógł dzień i noc komentować lymkya’ę ;) 
                     i może… wyruszenia we własną, niepowtarzalną podróż?

Ewelinko – mojego rychłego powrotu oczywiście :D co by Ci się na wpia nie nudziło i byś
                      za dużo 5ek nie dostała :) nowej przygody w nowym roku… Budapesztu?  

Krakowiaczku – tego co zawsze – podboju świata!!! Codziennie, nieustannie, na nowo, 
                            z gilem w nosie lub pod nosem – do boju! Ze mną przy boku. Ave ja.
                            PS. Artur mówi – dobrej rzeźby ;p

Magdaleno  - autostopa dookoła świata i urodzaju na winobraniu. (ze mną!)

Agi, Ewe, Poziomkowi i Kasi – dziękujemy za rady i inspiracje, życzymy dobrych mężów i wspaniałych przygód w drodze (bez mężów ;p )

Gwiazdce – odnalezienia dancing shoe. Albo i nie! Gub do śmierci krejzolko :*

Żoneczko – cnoty! Wytrwałości. Związki na odległość nie są łatwe :P

Szproteczki – Sopotu edycja 999999999…000 czyli babcie na densingu.

Wychudzińscy -  pełnych pieluch, szczęścia we troje, i wakacji z chustą :)

********************************************************************************************

Mamie – męża, co wszystko żonie mówi, dzieci, które o mamie nie zapominają, babci, co na PO głosuje

Ojcu – żony, co piwa nie poskąpi


Bratu – samochody są, skuter jest, kosiarka jest, w końcu jachtu wymarzonego


Bratowej – siły, witalności, pociechy z synów i… może za rok córeczki? :)


Oskarkowi i Marcelkowi – góry prezentów i rodziców uśmiechniętych


Jednej Babci, Drugiej Babci – zdrowia, zdrowia i jeszcze raz zdrowia i może małej koperty dla Jednej z Babci ;)


Januszom – fajniejszych sąsiadów ;)


***

WSZYSTKIM TYM, KTÓRZY DZIELNIE KIBICUJĄ NASZYM NIEPORADNYM PODRÓŻOM    na limce – 
- Dziękujemy za dobre słowo i ciepłą myśl.

WESOŁYCH ŚWIĄT ! ! !
***



I nie dajcie się zwariować w te Święta!
Keep calm & ride horses. Always ;)




Gorączka przedświąteczna

23.12.13

„Ehh…Nie jest lekko. Już jutro Wigilia. A my gdzieś na krańcu świata…”  -
rozmyślam sobie, z wolna przysypiając w basenie.



A zatem sprawdźmy stan naszych przygotowań świątecznych:

MIKOŁAJ  - jest!



CHOINKA  - jest!


DOMEK Z PIERNIKA  - jest!

ŚWIATEŁKA – są!



RENIFERY - są!


SZOPKA – dziwna bo dziwna ale – jest!



Małpy – są!



Kameleon tudzież inne szkaradztwo – jest!



PLAŻA – jest!





Łódki – są!



PREZENTY – hmm… niektórzy z nas JUŻ dostali!



…a inni złożyli dopiero zamówienie … :D



Tęsknicie za na nami? MY ZA WAMI BARDZO!



A Ty, DROGI CZYTELNIKU, ulepiłeś wszystkie pierogi, że siedzisz już na blogu?!



POZDRAWIAMY!



I się nie żegnamy, życzeń nie składamy, bo jak słusznie Stara Matka zauważyła, jeszcze nie jesteśmy na TO gotowi :)

Do JUTRA!