Dzisiaj straciliśmy ok 400zł czyli np. 1,5 tygodnia aktualnego noclegu lub 5 ekskluzywnych kolacji lub po prostu ok 15-20 obiadów bo ktoś stwierdził, że ważniejsze jest wrzucanie fotek na bloga niż kupienie biletu lotniczego....
Wpis ten ma być solą w oku przypominającą -
"wpierw praca potem przyjemności"
I: Fakt, niektórzy z Was mogli odnieść mylne wrażenie, że jesteśmy ogarnięci. Otóż muszę się zgodzić z A. – NIE JESTEŚMY!!! Jesteśmy ewolucyjnie na poziomie ameby w zatęchłym stawie! Spędzić kilka godzin na poszukiwaniach tanich lotów po mega aferze i ZNALEŹĆ je, po czym dowiedzieć się (po wcześniejszym pytaniu z odpowiedzią „NIE SĄ”), że te prawie dwa razy droższe jednak SĄ już kupione –bezcenne. Wystarczyło poszukać innej linii lotniczej zamiast dziamać, jęczeć i budować ścianę z poduszek w łóżku. Odechciewa się bloga, Tajlandii i wszystkiego.
Pozdrawiamy, jak zawsze uśmiechnięci i zgodni I & A.
PS. Jak pisałam w epilogu, żeby nikt z nas nie brał przykładu – mówiłam całkiem s e r i o. Kochane dzieci, NIE bierzcie z nas przykładu…
Aha, usłyszałam dziś jeszcze, że piszę bez żartu, dowcipu, humoru i treści interesujących, taki list typowo do rodziny (czyt. nudny) który nie interesuje nikogo poza rodziną :)
moja kochana „rodzino” zatem, pozostaje mi jedno: KEEP CALM & RIDE HORSES!
Drogi Synku, ten " Ktoś " odwala kawał dobrej roboty, na którą czekają spragnione dusze - roboty dotyczącej informacji o Was, o Waszym aktualnym pobycie, o Waszych przygodach. Więc się nie gorączkuj, bo nie zawsze najważniejsze są pieniądze. Wierz mi, można naprawdę pogodzić pracę z przyjemnością !, nie potrzeba wybierać jednego z nich. Całujemy mocno i spokoju życzymy - mama i tata.
OdpowiedzUsuńIwonka, ja to mam z Wami życie. Rodzone dziecko wpedza mnie w schizofrenię a Ty kochana w dylematy. No bo nawet jak mi A. podpadnie ciągając mi córcie po bezdrożach lub oczerniając niewinnie (ha ha juz ja dobrze wiem jak wyglada "zaraz" Igusi), no to dla takich T. sama ją z A. gdzie trzeba zaciagne...
UsuńUfam, że "sól w oku" tyczy się obu nieogarniętych podróżników, którzy w ramach cichych dni i wzajemnego obwiniania się o swoją głupotę będą kontaktować się ze sobą od teraz za pośrednictwem bloga :)
OdpowiedzUsuńPS. "ktoś" mógł kupić bilety zamiast plotkowania w kafejce, drapania się po tyłu, nudzenia się na balecie, robienia prania, chodzenia na wulkan, czekania aż ktoś inny będzie miał siłę podnieść się z łóżka bla bla bla i miliona innych "zamiast", które prowadzą do krainy zwanej n i k ą d
Mój biedny „ktoś”, normalnie cię A. pod pręgierzem ustawił. Ale ja wierzę, że opinia publiczna rządna lektury przygód Waszych - łaskawa będzie.... , buziaki od „niektórego umysłu”
UsuńMamiszonek, przecież nie ja jestem "ktosiem", ja się po tyłu nie drapię :) a tam zaraz pręgierz, lustro raczej. Generalnie szkoda życia na nerwy, dobrze jest jest i dość już tych ekshibicjonistycznych płaczów :) jutro BANGKOK w końcu :) buziaki
Usuńno i prosze - jesteście w drodze na drugim końcu świata a tymczasem zanim ja sie ogarnę i skomentuje rano przeczytane wieści - okazuje sie że jestem juz nieaktualna, ponieważ znowu jesteście zgodni , uśmiechnieci i nieogarnięci.
Usuńach, byłabym zapomniała kto śmiał zarzucić ci brak dowcipu, polotu ..... nie wierz dziecko ani jednemu słowu!
powiedzmy... powinnam ująć to zgodni w "" chyba :))) ślęczymy właśnie przy kompie szukając noclegu więc jestem online :)
UsuńArti, szczęśliwi kasy nie liczą :) Don't worry, be happy, czekamy na kolejne wpisy oraz obowiązkowo fotki, M&G :)
OdpowiedzUsuńkeep calm & oj tam, oj tam :)
OdpowiedzUsuńTa jest! Siła pozytywu i TO lubię :)
OdpowiedzUsuń