Słonie na moto, małpy w WC i benzyna w whisky. Gdzie? Tylko na Ko Lanta!

Pora na powrót do Ko Lanty, tylko myślami niestety. Najładniesza plaża w Tajlandii, w zasadzie nie licząc wysp Gili (świętość poza wszelkim rankingiem!) najładnijesza plaża jaką widzieliśmy w Azji. Klasyk z białym piaskiem , przyzwoita długość, pełno knajp, mało ludzi. Dobre dla rodziny czy parki nudziarzy jak my ;p




Nocleg mieliśmy tak hardocorowy, że poświęciliśmy mu osobny post =>  Rasta Baby !!!
Transport też nie wiele lepszy. Przybyliśmy tutaj, o ile dobrze pamiętam, w pierwszy dzień świąt, czyli 25.12.13. Słono zapłaciliśmy za busa do Krabi. Tym większe nasze zdziwienie było, że zamiast w centrum wysadzili nas parę kilomerów pod miastem... yyy a bo tu jest terminal i koniec kropka.
Zanim się ogarneliśmy o co chodzi już nam bagaże wywalili na ziemię. Chcesz jechac dalej? Płać!
A. zrobił taką aferę, że potem już nie chcieli zabrać nas nawet za kasę! Wyobrażacie to sobie?! Z dumną miną założyliśmy plecaki i dawaj w trzydzieści kilka stopni dymamy z buta do centrum...

W mieście nie lepiej. Cwaniaki kantują i zdzierają na każdym kroku. Czekamy w porcie na łódkę. Żeby popłynąć teraz mamy zapłacić podwójnie. Serio?! Tak, witamy w taniej Tajlandii.
A nie, czekaj. Ta historia drodzie na Railay się działa, gdzie spędziliśmy święta... a Ko Lanta zrobiła z nas durni w bardziej eleganckim stylu. Transport z Railay do Kolanty wykupiony bez targowania się w hotelu jak na porządnego białego przystało. I co? I d...a. Zamiast o godz. 15.00 byliśmy na wieczór.
W sam raz na zachód słońca.



Powodzenia w szukaniu noclegu (święta...). Do tego wypadła kolej A. na żołądkowe problemy hihi

A: "Hihi".... ten się śmieje kto problem żołądkowy ma raz, a nie ten kto dwa razy w tygodniu przez dwa miesiące...

Co Kolanta ma ciekawego do zaoferowania poza piękną plażą?

S k u t e r y !!!

TAK, nadszedł TEN moment, że po prawie dwóch miesiącach w Azji odważyłam się na sztandarowy w tej części świata środek transportu. Nie masz prawa jazdy? Weź się nie ośmieszaj, tankuj i jedź!
Poczuj wiatr we włosach, zanuć "born to be wild!".


Oczywiście, nie prędzej niż 40 km/ h...


Koszt znikomy, ryzyko też. Piękna, równa dróżka dookoła wyspy. Ślepego można by puścić. Frajdy co nie miara. Już mi się marzy taki zakup po powrocie do Wawy. Wsiadam na maszynę mordercę i zajeżdżam z piskiem opon pod uniwerek. A lamusy vel przyszli prawnicy paczą i podziwiają... ehh... pięknie.

A: Tylko, że w Azji nie ma znaków na drodze, policji i jeszcze kierowcy widząc białego na skuterze kulturalnie go przepuszczają... w Warszawie obawiam się, że ilość świateł i kulturalnych kierowców może zepsuć tą azjatycką atrakcje. 

Tylko gdzie ja znajdę w Wawie takie wyczesane stacje benzynowe?!


Fajnie się pracuje na stacji w Ko Lanta. Pijesz whisky, wlewasz trochę palifka do pustej butelki, podlewasz wodą, sprzedajesz za parę batów i kupujesz kolejną whisky...

A co można zobaczyć na dwóch kółkach w Ko Lancie?
Można udać się na wodospad - nie warto. Chyba, że mieszkasz w Rasta Bar i nie masz łazienki.



Można też jechać do parku narodowego - jeszcze bardziej nie warto. Najgorzej wydane 200 batów w Tajlandii. Nawet nie chce mi się pisać dlaczego. Jedynia latarnia była sympatyczna, chociaż stała się kością niezgody między autorami :)


Kto mnie znajdzie?



Nie mogę nie wspomnieć o epizodzie z małpami. Uparciuchy towarzyszą nam w Azji nieustannie. Te w Ko Lancie wyjątkowe rozrabiaki były!


Kto? Co? JAaa...?


Chciałam skorzystać z toalety i co? tada! Sami zobaczcie... jak bym była w środku kabiny trupem bym padła.

małpa robi rozróbę w damskiej toalecie <= filmik!

Potem było jeszcze ciekawiej ...



I tyle zostało z mojej torby.



No i w końcu słonie... zobaczyć - zawsze warto. Przejechać się na nich? Hm... odsyłam do segregacji śmieci. Wtedy jeszcze naiwnie myśleliśmy, że zrobimy trekking w dżungli pod Chiang Mai więc wzgardziliśmy i tylko parę fotek pstryknęliśmy.




Konkretne gabaryty...





Po drodze spotkaliśmy małego słodziaka, któremu oddałam swój dzienny przydział bananów. Jego tajski Pan spał. Inaczej musiałabym jeszcze dopłacić za ten przywilej. O tym, że bidak na łańcuchu w pełnym słońcu stoi dzień cały przy drodze i wabi takich białasków jak my już nie mam siły tym razem pisać... 
Zapomnijmy o tym na chwilę i rozkoszujmy się widokiem malucha, bo jest naprawdę fajny, ok?







A: Zrobienie zdjęcie płatne (pewnie ze 100 batów), karmienie słonia płatne (pewnie ze 100 batów też), zdjęcie podczas karmienia płatne (pewnie z 200 batów). Cóż tajski Pan śpi to słonik dostaje bez płacenia trochę bananów i od razu był zadowolony. Ciekawe było to, że bez jedzenia słonik był agresywny lub może bardziej poirytowany na podchodzących ludzi. Nie ma co się dziwić, cały dzień przy drodze na łańcuchu. Z początku o tym nie wiedziliśmy ale, że tą trasą przejeżdzaliśmy kilka razy to ten fakt zauważyliśmy. 

To by było chyba tyle o Ko Lanta. Pięknie tam. Jedźcie.

A: Jedna z wielu plaży na wyspie. Łącznie pewnie ich jest kilkadziesiąt rozdzielonych wielkimi klifami lub skałami. Jedne do spacerowania, inne do podziwania zachodów słońca a jeszcze inne prawie puste...


Pozdrawiamy z naszego nowego, nieudolnego szablonu bloga. Prace wciąż trwają więc nie przyzwyczajajcie się :)

PS. Ufam, że każdy kliknął <lubię to> na FB lymkya? :)
Tylko Stara Matka ma przywilej niekorzystania z fejsa w dzisiejszych czasach :)


13 komentarzy:

  1. Hehe już nie mogę się doczekać co na ten przywilej powie strata matka:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Chwilowo powrot do starej szaty graficznej.... nowa rodzi sie w bólach..

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale odważni jestescie. I ta przygoda z małpką ubawiła mnie. Podziwiam globtroterską pasję. Pytałas się mnie o Like Boxa (możesz dostosowac szerokosc panelu bocznego suwakami). ALe jeżeli chcesz więcej miejsca na posty to zanim pobierzesz kod Twojeog Like Boxa na Facebook Developers możesz dopasowac jego rozmiary (okreslasz width i heigh w pikselach). Jaka jest szerokosc Twego paska bocznego możesz sprawdzic w Szablon, Dostosuj, Dostosuj szerokosc. Pozdrawiam. Beata. Czuję, że będę tu zaglądac. Chodzenie po blogach to dużo bezpieczniejsza forma podrożowania. Bea

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki serdeczne Beata, fachowa porada, komplement i puenta w jednym, lubię to :)
      wykańczają nas te techniczne zabawy, jestem o krok od zakupu gotowego szablonu! Póki co, zajrzę po natchnienie do vademecum :)

      Usuń
  4. co powie, że nie wiecie co dobre, że dawne nocne Polaków rozmowy zostały przejete przez klikanie, ze palce wam do klawiatur i ekranów poprzyrastaja a miast głow monitory z wasami wyrosna!
    słonik, słodziak faktycznie. to, że miast z mamusią słonicą przechadzać sie po puszczy, przykuty przy drodze stoi ... o pomste do Boga woła.
    ale ty mi lisku do jezdznia skuterkiem jakos dotą sie nie przyznałaś, mało tego coś mi tam z tyłu głowy dzwonią opowieści, że jeszcze A. pilnowałaś ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie grzesz Mader, dawne rozmowy Polaków musiałyby poczekać rok na nasz powrót do PLN :) teraz masz zdjęcia, opowieści na wyciągnięcie ręki. Brakuje tylko herbatki :)
      buzia

      Usuń
    2. dziecko kochane to sie samo przez sie rozumie. moja nostalgia za dawnym obyczajem w sferze komunikacji miedzyludzkiej nie odnosiła sie do tu i teraz w naszym przypadku (tu akurat technologia własnie nam kontakt umożliwia) tylko do panujacego trendu, w ktorym bezposrednie spotkania, rozmowy....zastąpiono sms, i bywaniem na forach (juz chyba nawet maili nie bardzo chce sie pisać)

      Usuń
    3. Słuszna uwaga apropos maili, będąc w Norwegii całe epopeje pisałam a teraz co najwyżej bloga :) ciężko powiedzieć, co lepsze, co gorsze.

      Usuń
    4. napiszę ci w mailu .....

      Usuń
    5. Miałam dylemat, czy kliknąć w tym poście " Lubię to ". Kolidowało mi to z poruszonym ostatnim tematem, bo jak można lubić łańcuchy biednych słoni, aż żałość ogarnia człowieka normalnego , jak widzi prażących się słoni na słońcu przez cały dzień. Chwała Tobie Iguś, że oddałaś swoją dzienną porcję bananów temu maluchowi, ja bym jeszcze zabrała Arturowi, by słonik miał choć namiastkę radości w swym parszywym życiu. Pozostałe opisy były jak zawsze super, czyli lekkie, łatwe i przyjemne, a małpy wręcz przezabawne, uśmiałam się naprawdę. Ale, jak widać, są w życiu i przyjemne i bardzo nieprzyjemne tematy, które właśnie trzeba poruszać, rozpowszechniać, napiętnować, by zło i cierpienie eliminować!

      Usuń
    6. W pełni się zgadzam. W różnych częściach świata to "zło" inaczej postrzegane, dla jednego zabawa dla drugiego niewola. My tu o zwierzakach a u naszych sąsiadów za miedzą cuda się ostatnio dzieją...

      Usuń
  5. wciąż lepsze i lepsze to Wasze pisanie!
    A życie tak samo przerażająco okrutne jak i dech zapierające!!
    kisskiss

    OdpowiedzUsuń