Jedz, módl się, kochaj. Byle w Chiang Mai.

Badziewna książka, którą kiedyś poleciłam przyjaciółce, na jej nieszczęście, pasuje doskonale do Chiang Mai. Nie wiem, czemu jej autorka uparła się na inne kraje. O ile za samą Indonezją stoję murem, wielbię ją i już chcę do niej wracać o tyle od Bali byle dalej. I mam to w nosie, że prawie nic na Bali nie widzieliśmy. Drogie, turystyczne naciągactwo i krętactwo skutecznie nas zniechęciło, poza Ubud (które też jest drogie i super turystyczne ale jakimś cudem potrafi zachować świeżość i urok panny na wydaniu).

A więc...

JEDZ...

Na śniadanie - najlepiej mango sticky rice, czyli słodki ryż z mleczkiem kokosowym, podawany tradycyjnie z mango, ale wypróbowaliśmy własny miks z bananem nad rzeką i też był pycha :)


EKOopakowanie z liścia bambusa czy czegoś tam - bezcenne!


Do tego obowiązkowo owoce. Na początku jaraliśmy się jak udało nam się zamówić szejka bez lodu, z samych owoców. Kolejny stopień wtajemniczenia to samodzielny zakup owoców na targu i blendowanie ich w kuchni po odkryciu, że nie mniej więcej tylko mamy blender :) 
Guest house 'Giant 2'- kochamy Cię!



A: Śmiejcie się śmiejcie ale wypić prawdziwy i tani szejk w Azji to sztuka sama w sobie. Widzieliśmy i piliśmy takie, że ilość lodu była większa od szklanki 

(numerem jeden pozostaje spragniony Wiking - wielki Pan ze Skandynawii, wyjątkowo bez topora na wyjeździe, z rodziną, który obok nas usiadł i poprosił szejka dla swoich... cóż... trzy pociągnięcia słomką napoju i wielka szklanka pusta i został sam lód ;) ) 
Inne szejki to po prostu bezczelnie kawałek zmrożonego owoca przejechanego przez tuk tuka i podrapanego przez kota o smaku wody itd. itd. 
Od czasu do czasu jednak udaje nam się załapać na rzadki rarytas jak szklanka pełna owoców przy Tobie mielonych za np. 2zł lub miks za 3zł ;)

I: Zaraz idziemy na targ kupować i miksować - ananasy, mango, pomarańcze, banany, dragon fruty, arbuzy, papaje, xyz (nazw tajskich tworów owocowych nie jestem w stanie powtórzyć) 

Sky is the limit !


Obiadowo - królują ryby i owoce morza. Można też zjeść sushi 0,46 gr za sztukę. MNIAM.

A: Sushi z Jelly Fish to jest to ! Małe czerwone coś na ryżu... , kraby, łososie, krewetki chowajcie się !

I: Matko kochana kto mi chłopa podmienił?! NAwet ja tego nie tknęłam... ;P




Są też dzikie węże...
W workach. Nie pytajcie.

A: Pamiętajmy też o żółwiach i wróblach...tu się wszystko je...


Hit popularności bije taka dziwna rybka, którą pani skrobie na miejscu.


Napalam się na nią niesamowicie odkąd udało mi się dorwać wersję niesmażoną tylko w jakimś fajnym rosołku i warzywkach gotowaną. Chyba dziś zadebiutuje na moim stole :)




Kolacja  - to już jest freestyle, jazda bez trzymanki, tor przeszkód, slalom między niekończącym się rzędem mis, misek, garów i kotłów z różnościami.



...a wszystko z naszym największym wrogiem kulinarnym - nieodzownym  c h i l l i  :)))



A: Taaa i słodka kiełbasa z grilla... są rzeczy tak profanujące europejskie podniebienie, że nie ma takiego słowa w języku Tajskim czy Polskim na określenie kiełbasy, która wygląda jak zdjęta z naszego grilla ale jest tak obrzydliwie słodka w środku, że żal psu na ulicy dawać by nie piszczał po ugryzieniu !

 MÓDL SIĘ...

A jakże! Świątyń Ci tu bez liku, jak grzybów po deszczu. Według mnie - najładniejsze jakie do tej pory widzieliśmy. I bez szalonych opłat jak w Bangkoku. Czytałam o możliwości zarezerwowania sobie rozmowy z pomarańczowymi mnichami. Zapytać ich  - 'Jak żyć?' hm... ciekawy pomysł. Wszystko przed nami.



Modły modłami a jabłko spada niedaleko od jabłoni czyli nie zapomnij o kasie na kościół. Ofiara musi być. Taka na patyczku najlepiej.



Najbardziej zszokował nas jednak widok dzisiejszego poranka. W trakcie przeglądania ciuchów na ulicznym lumpeksie zobaczyłam - białego mnicha.
Jak to ujął A. - 10y poziom ziomowania się. 
Żałuję, że nie zapytałam go, co się wydarzyło w Jego życiu, że postanowił zostać mnichem buddyjskim w Chiang Mai...


A: W Tajlandii najwięcej jest białasów, którzy tak prześcigają się w byciu ziomkiem z Tajami, że komicznie wyglądają już dla obydwu stron - europejskiej i Tajskiej... Jest tu największe zagęszczenie spodnio-piżam, dredów, plemiennych torb na ramieniu, wegetarian, szamanów (mamy własnego w hostelu - I: wciąż nie ustaliliśmy czy wyrywa zęby czy wtyka kolczyki na twarzach gości), szalonych koszul, białasów modlących się w świątyniach itp. 

KOCHAJ...

Ta część nie nadaje się na bloga ;)

Bezcennym jest obudzić się w Nowym Rok obok najbliższej Ci osoby i usłyszeć po raz kolejny zapytanie, czy zgodzę się do końca życia gryźć, szczypać, pogryzać, przedrzeźniać, wbijać łokcie i doprowadzać ogólnie do szału oraz powolnej acz nieuniknionej śmierci tej oto Osoby :)
Nie ma wtedy znaczenia czy jesteś w Chiang Mai czy w Radomiu.

A: Życie jest piękne :)








20 komentarzy:

  1. Wow, a ja dziś na śniadanie miałem najzwyklejszą polską kanapkę...aż zgłodniałem jak zobaczyłem te wszystkie egzotyczne dania, szczególnie Sushi z Jelly Fish :) Dużo miłości, mnóstwa wspólnych przygód i jeszcze więcej wrażeń w Nowym Roku życzą maguty :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy Maguty kochane. NAjlepszego dla Was i oby do rychłego zobaczenia w 2014 :)
      Jak Wam minął Nowy Rok?

      PS. nawet nie wiesz JAK tęsknimy za polską kanapką...mmm... chlebek, masełko :)

      Usuń
  2. jakie super jedzenie Chociaż nie ukrywam że niektóre z nich próbowałam i nie były aż tamie dobre jak myślałam :! ale najważniejsze że wam smakuje :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. część smakuje a część oglądamy z daleka bo strach podejść, pali na sam widok :)

      Usuń
  3. Przy tym wszystkim moje dzisiejsze sushi wypada blado ;) ale na osłodę wspominasz o mnie ze dwa razy :)

    OdpowiedzUsuń
  4. a to jedzenie zawinięte w liściu jest dobre ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. NAJlepsze :)
      poszukaj przepisu na mango sticky rice (może być z bananem lub innym owocem) i wypróbuj w domu. Daj znać jak eksperyment :)

      Usuń
    2. ok spróbuję

      Usuń
  5. kuurcze, ten komentarz ostatni miał być tutaj ale coś nie pykło. No ale tu też przesyłam buziaki i nadal zazdroszczę smakołyków ;d

    OdpowiedzUsuń
  6. mnie akurat od oglądania tych "smakołyków" natchneło na dietę... ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. dokladnie dziecko, matko boska - słabo mi sie zrobiło, dobrze że nie powiększyłam zdjeć. ale jeżeli Wam smakuje ...
    ja zrobiłam noworoczne postanowienie diety i dłuuuugich spacerów - O. kupila nam kijki, ale wiesz jak jest, chociaz moze sie przydażyc że wrócisz a tu miast starej matki wiotka rusałka cie zwita (ha ha ha)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. oh Ty rusałko :)
      dieta tradycyjnie jest w top 10 postanowień noworocznych także dawaj, dawaj. Ja też sobie solennie obiecuję długie biegi po plażach w Sydney :)

      Usuń
  8. hm, a ktos tu robił mamusi uwagi w temacie nieodzywania sie zbyt długiego,,,,,

    OdpowiedzUsuń
  9. Kiedy będzie coś nowego- więcej zdjęć !!! i komentarzy !!!

    OdpowiedzUsuń
  10. Chyba bym nie zaryzykował tego jedzenia ze zdjęć - łatwiej byłoby schudnąć! :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Oj, tak ZK ma świętą rację. W Chiang Mai modlić się można, kochać też jak najbardziej, ale jeść to najlepiej w Polsce!

    OdpowiedzUsuń
  12. a ja tam będę tęsknić za szalonymi zupami i słodziutkim ryżem z mlekiem kokosowym i mango i krewetkami :)
    za mięchem na pewno nie bo jest... słodkie! każde! wołowina, wieprzowina, mielone, kiełbaska, nie wiem, karmią krowy cukrem czy jak fuuuj

    OdpowiedzUsuń