Jogurt, fasola i żółwie ninja

11-14.12.13


I: Co poza tym w naszym Jogurcie się działo? Ano na przykład Artur po raz pierwszy od ponad miesiąca… najadł się do syta :) trafił swój na swego czyli mięsożerca na smaczne (= zero ości/kości/skór/chrząstek/…ideał to mielonka) i niedrogie miąsko i zamówił pięć razy plus dodatkowe ziemniaczki. Nasz dwuosobowy stoliczek wyglądał zabawnie. Dla przypomnienia – ja na przymusowej diecie.


Mina błogości i sytości na twarzy A. – bezcenna! (niestety nie pozwolił wrzucić TEJ fotki…)



W ramach nieprzygotowania trafiliśmy na nocleg 100% lokalny. Nawet A. bał się głośniej pierdnąć ze strachu przed obrazą Allaha i eksmisją natychmiastową :D Sam pokój niczego sobie (płaski TV na ścianie i klimka ooo) ale lokalizacja nieodmiennie wprawiała w osłupienie wszystkich po kolei taksówkarzy. Tak jak nas odległość od centrum :/ na szczęście taksa grosze kosztuje.

A: 5zł do centrum, 3zł z powrotem. Ogólnie Jogurt w porównaniu z Bali jest finansowym rajem. 

I: Będąc na tropie anglojęzycznej księgarni trafiliśmy na backpakerski raj dla białasów czyli ulicę Jalan Sosrowijayan - next time nocleg tylko i wyłącznie tutaj wrr…

A: Uliczka równoległa do Malioboro czyli same centrum. 


Przyłapaliśmy pana jak ciął komara w wersji ze skarbonką i nie mogłam się powstrzymać żeby bezczelnie nie cyknąć mu fotki :)



***
Oczywiście znów się przytrułam i jak Babcię kocham nie wiem czym!!! Jadłam tosta & jajeczko na miękko w restauracji dla białasów i małego lodzika w maku na deser!!! Tym NIE można się przytruć! Chyba, że się jest mną wrr…

A jak już przy maku jesteśmy to absolutnym HITem okazały się lody mcflurry o smaku ni mniej ni więcej tylko … czerwonej fasoli. Nie spróbowałam.

I tak, niby się dziwię tym niewyjaśnionym problemom jedzeniowym ale  tak naprawdę wiem, że jest to kara za wszystkie czasy kiedy ja się naśmiewałam z A. i jego delikatnego żołądeczka ehh… było trzymać buzię na kłódkę.

A: Uhm uhm uhm pikantne, super słodkie, martwy szczur ? Zjem wszystko ! 
***


I: Jak już doszłam nieco do siebie luby mój wyciągnął mnie na kulturalny wieczór z baletem i elegancką kolacją w tle. Zapłaciliśmy za kolację fortunę (!), a ja, wielki smakosz i odkrywca nowych smaków nie mogłam nic tknąć… może poza łykiem gorzkiej herbaty! Wyobraźcie TO sobie! Powinni jeszcze dołożyć do tego konie i złamać mi nogę. Tak wyobrażam sobie piekło.

Sam balet generalnie nas nie powalił, jedzenie również szału nie robiło, same najtańsze potrawy lokalne a za te pieniądze spodziewałam się prosiaka z jabłkiem i płonącego homara. Nie ma co ufać bezkrytycznie ocenom na trip advisor, gdzie zachwyty nie miały końca. My czuliśmy się totalnie oszukani i oskubani. W Ubud na Bali zapłaciliśmy ułamek tego i podobało nam się dużo bardziej, wliczając w rachunek zysków i strat „skarbonkę” A. :)

A: Sam balet opowiadał historie porwania żony jednego z bohaterów przez złego króla… co drugi tancerz i tancerka z brzuchem, zespół muzyczny wiekowo już jedną nogą siedział w ich legendach ale hitem był bóg Brahma, który na  chwilę pojawił się na scenie oznajmiając, że żona pozostała „czysta”. Gdyby nie kartka z wyjaśnieniem w języku angielskim nigdy byśmy tej sceny pojęli (ach te różnice kulturowe) – na środku sceny pojawił podstarzały aktor z brzuchem, który w momencie gdy zaświeciło na niego światło dłubał sobie w nosie. Trzy sekundy dłubania i królestwo się raduje, żona pozostała wierna mężowi ! 
Siedzieliśmy w trzecim rzędzie więc mogliśmy  cichaczem komentować i obserwować pozostałych widzów. Trochę ziewało, trochę zasypiało, trochę się rozglądało ale najmilej się oglądało wycieczkę z kraju kwitnącej wiśni. Po chyba pół godzinie, gdy światło znów przygasło pięć osób cichaczem, przygarbieni szybkim krokiem ewakuowali się z sali, przez następne 30 min dwa pierwszy rzędy prawie opustoszały. Zawsze w ciemności po kilka osób, ninja jak w filmach :)

***





4 komentarze:

  1. Haha no to trzeba było wziąć przepis na jedzenie dla A., bo co on biedny będzie jak po powrocie ;) i co ty, nie daj się żołądkowi! Jesteś kopczyńska, nad licho nie rusza;)

    OdpowiedzUsuń
  2. jajeczko na miekko i lodzik - no faktycznie nie mozna sie tym przytruc! co ty opowiadasz! w naszym klimacie salmonella wsród nich szaleje a tam - przecież środowisko idealne - temperatura + wilgoć! co ja ci powtarzam - zapomnij o surowiźnie we wszelakiej postaci! no ale zestawienie dwóch pierwszych zdjęć "pełnopustych" pieknie możliwośći i stan szczęścia A. , buziaki

    OdpowiedzUsuń
  3. póki co od kilku dni na ryżu i McDonaldzie :) ciężka dieta :) ale tolerowana w 100% przez mój europejski żołądek :)

    OdpowiedzUsuń